Nagie fakty, puste cyferki, lista osiągnięć – zawisły już w przestrzeni mediów społecznościowych. Natomiast malowniczą sekcyjną opowieść „od kuchni” zacznę snuć tutaj i tym razem – od siebie. Od miejsca, gdzie skończyłem poprzedni wpis – siedem miesięcy temu. Przeczytałem go przed chwilą, żeby odnaleźć się chronologicznie w narracji i nie mogę wyjść z podziwu, ile może się wydarzyć w tak krótkim czasie. Jak tak dalej pójdzie, to niebawem będę pisał raz na dwa lata i zamiast trzech stron to nowelę! Mogę sobie jednak na ten luksus pozwolić, ponieważ raz, że nie mam co liczyć na Pulitzera, a dwa, że Internet przyjmuje jeszcze więcej niż papier.
IV.2021
Podsumowując więc ostatnie pół roku, wychowywanie Łucji nie stało się lżejsze , podopiecznych przybyło, wyjazdy się namnożyły, a na Murallu pojawiły się nowe wyzwania. Na szczęście i wielkim kosztem, udało mi się dalej systematycznie trenować. Po drodze zrezygnowałem z „przedtreningówek”, bo zaczęły mi pękać naczynka w oku, ale nie przeszkodziło to w osiągnięciu głównego celu wspinaczkowego na ten sezon. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, była to droga spreparowana na granitowym murze. Niesamowite, jak można się zachwycić nie tylko dziełem Matki Natury, ale również rąk ludzkich! Napisałem „zachwycić”? Bzdura. W pewnym momencie miałem obsesję – całkowicie pochłonęło mnie piękno, a właściwie brutalne chamstwo przechwytów. Ba! Porzuciłem poprzedni projekt, na którym spadałem już na ostatnim ruchu, zaopatrzyłem się w lepsze buty i trenowałem już tylko pod tę drogę. Miałem gdzieś wycenę – w topo miało VI.4+/5, na 8a.nu VI.5 z dopiskiem „hard”, a bardziej doświadczeni ode mnie koledzy mówili, że to 8a. Nie miało to dla mnie znaczenia. Już podczas pierwszego wyjazdu do „Świątyni” poprawiłem swój highpoint w stosunku do poprzedniego roku, więc wiedziałem, że – jak mawia Pionas – „zimowy przypak” się udał. Wcześniej z trudem „kleiłem” dwa, trzy ruchy w ciągu. Tego dnia załatwiałem zaległości sekcyjne na laptopie i to moja ukochana żona wypowiedziała do mnie słowa: „jedź, czuję, że dzisiaj zrobisz”. I stało się – pod koniec kwietnia odkryłem „Tajemnicę Dziada Hieronima”, tzw. ”Dziadek” był moją pierwszą drogą poprowadzoną w 2021 roku.
Dlaczego o tym piszę? Mam nadzieję, że swoją postawą przekazuję też pewne wartości podopiecznym. Jakie? Długotrwały obłęd, bezsenne obłąkanie, nachalne szaleństwo, bezrefleksyjne dążenie do celu. Naprawdę to napisałem? Nie jestem i nigdy nie będę wybitnym wspinaczem – ani w skali ogólnopolskiej, ani nawet trójmiejskiej. Na swoje własne potrzeby zmieniłem definicję skrótu R.P. z Red Point na Rzemieślnicza Praca. Ponieważ mój styl robienia przejść w czterdziestej próbie dwudziestego dnia prób mało ma wspólnego z artyzmem wspinaczkowym. Jednak owszem, mam swoje cele, obsesyjnie do nich dążę, choćby „skały srały” i uważam, że determinacja i „przekraczanie siebie” to postawy, bez których nie ma wspinania. Tym razem, to tak na poważnie. Kto z nas nie szedł już na odlotach, trząsł się jak osika, czuł, że odpada, ale jednak wykonał ten jeden przechwyt rozpaczy. I utrzymał. Cóż innego, jak nie wspinanie, uczy, że nawet, jak czujesz, że przegrywasz, to warto podjąć próbę? I się uda. Mam nadzieję, że udaję mi się przemycać podopiecznym, że to działa też we wszystkim innym, nie tylko w robieniu przechwytów.
V.2021
Bardzo się cieszę, że miłością do „Świątyni Granitu”, „Perły Pomorza”, „Słowiańskiego Margalefu (no dobra, poniosło mnie, hahaha), czyli do Lubonic, zaraziłem podopiecznych. W swoim gronie mówimy o nich pieszczotliwie, tęsknimy za nimi, przeżywamy w nich skrajne emocje i oczywiście uczymy się pokory. Starszaków zacząłem zabierać w 2019, część z młodszych dzieci w 2020, uzdolniona reszta jeszcze musi chwilę poczekać, a właściwie zasłużyć. Wspinanie na Moście jest bardzo wymagające, łatwych dróg praktycznie tam nie ma. Właściwie dla każdego pierwsza wizyta w tym miejscu to dotkliwa lekcja – tak właśnie – pokory. Jednak bez tego, ja sam pewnie nie umiałbym się wspinać, a podopieczni gdzie się skałkowo rozwijać. Okres od kwietnia do maja to złoty czas w Lubonkach – temperatury nie są za wysokie, słońce przebija się przez bezlistne drzewa, a człowiek jest wygłodniały wspinania po wynurzeniu się z piwnicy. Dwa tygodnie po „Dziadku” asekuruję Krisa na „Puckim Małolacie” za VI.5+/6 – przedziera się przez niego jak czołg, a jest to tylko ułamek osiągnięć z tego sezonu tego cyborga do wspinania, wirtuoza wkrętarki i człowieka, którego nie sposób „zajechać”. W maju zaczynam zabierać młodych: Zoe robi „Powitanie” VI.2+, Leo „Bąbelki” VI.4, następnie w drugich próbach padają: „Nocne Akcje” VI.4 dla Mai Ciesielskiej, „Siekiera” VI.3 dla Zuzi i „Motylki” VI.4/+ dla Leo. Do tego Kapi kończy przygodę z „Dzidziusiem” VI.1+ („kto wie, ten wie”)!
W międzyczasie wprowadzamy na Murallu cykl warsztatów mających przygotowywać dzieci do zawodów rangi PZA. Wcześniej jeździliśmy uczyć się koncepcji w Warszawie, teraz działaliśmy już na ścianie w Gdańsku. Pomysł przeniesiony za stolicy okazuje się świetną okazją do nabywania nowych umiejętności, do tego na chwytach używanych podczas zawodów rankingowych i układanych przez najlepszych routesetter`ów. Przystawki serwują Kris i Widelec – jest bardzo trudno, ale młodzi powoli zaczynają łapać. To nie koniec zmian. Murall przenosi się do nowego obiektu, natomiast na sekcji od września mamy wprowadzić podział dzieci na podgrupy z przypisanymi do nich trenerami. Dopasowujemy grupy bardziej pod kątem poziomu i wieku, a także dodajemy treningi z przygotowania motorycznego, aby lepiej przystosować organizmy podopiecznych do obciążeń wspinaczkowych. Wprowadzanie nowego systemu wiąże się z mnóstwem spotkań, rozmów telefonicznych i „gaszeniem pożarów”. W wyniku perturbacji kilka osób opuszcza Sekcję, natomiast parę następnych robi transfer z Muralla na Triblok. Z pozytywów, wraca do nas Mila – kolejna bardzo zdolna, młoda i silna dziewczyna! Ja sam jestem tak wykończony tym procesem, że odechciewa mi się prowadzenia zajęć. Tym bardziej, że chwilami czułem, jakby ogrom pracy, jaki włożyłem w rozwój Sekcji od 2018 roku miał zaraz pójść w niepamięć.
Do wakacji przygotowywaliśmy się potrójnie – pod Mistrzostwa Polski w bulderingu w Rzeszowie, pod Mistrzostwa Polski w prowadzeniu w Gliwicach i pod wyjazd szkoleniowy na Jurę. Wszystko połączone na jednym, długim wyjeździe. Trzydziestka podopiecznych, zakwaterowanie, transport, planowanie, logistyka, rezerwacje, zaliczki, nagle bach! PZA odwołuje Gliwice, prawie wszystko od nowa, godziny przed komputerem i telefonem na marne. Trenerska codzienność. Pożary i ich gaszenie. Następują jednak piękne momenty. Na krótko przed wyjazdem na zgrupowaniu z liną w Toruniu przełamuje się Jarema. Gość, który wcześniej brał bloki na „piątkach” na drugiej wpinie, płakał błagając, żeby go opuścić, a nawet bał się topować balda na czwartym metrze, nagle odpala jak rakieta. Podczas następującego zaraz potem wyjazdu na Jurę przeskakuje z „życiówką” z VI.1+ od razu na VI.3, a jak patrzę na niego, gdy wychodzi nad wpinkę, to zastanawiam się, czy ktoś nie podmienił mi dzieciaka. Myślę, że w dużej mierze przez ten jeden kwadrans „przełamania” w kolejnych miesiącach zaczyna wierzyć w siebie całym sercem i następuje nie rozkwit, ale cholerny wybuch jego formy!
VI.2021
Nasz wakacyjny maraton odbywa się bez utrudnień, za to z dużą ilością satysfakcji, osiągnięć i wspólnych chwil radości do zapisania na twardym dysku wspomnień. Na Mistrzostwach Polski w Rzeszowie Maja Ciesielska i Piotrek idą przez eliminacje jak burza. Ten drugi jest po nich drugi na liście w finale, więc w strefie izolacji jego rówieśnicy pytają się „kim jest i skąd się wziął??”. W rywalizacji finałowej pojawia się jednak zmęczenie, stres i brak doświadczenia, co nie zmienia faktu, że Piotrek ma dar i jeśli poradzi sobie z kilkoma zmorami, to będzie o nim głośno. Natomiast Maja przyzwyczaiła już nas do dostawania się do finałów, co w żadnym wypadku nie jest niedoceniane! Wręcz przeciwnie – pod koniec wyjazdu wręczamy jej „Bursztynka KWT”, czyli nagrodę dla najzdolniejszej juniorki. Potwierdza fakt, że na nią zasłużyła poprawiając swoją „życiówkę” na Jurze na VI.4 („Jesień Czejenów” w Trzebniowie), a trzy miesiące później w pierwszej próbie (sic) robiąc Bąbelki VI.4 w Lubonicach. Warto dodać, że Maja ma 13 lat. Marta, Tymon i opisywany już Jarema wskakują na poziom VI.3 („Słomiany Zapał” w Trzebniowie). Reszta dzieci też świetnie sobie radzi i potężnie walczy, a ogranicza ich jedynie strach, ale to też minie. Prędzej czy później „coś przeskoczy”.
Na pierwszym turnusie – dziecięcym, jest nas trójka trenerów – od początku Maro i ja, po czym dojeżdża do nas Kris. Chłopaki wprowadzają dzieci w świat podlesickich bulderów. I to jest nowość i świetna atrakcja! Bez Marka, który we wspaniały sposób łączy ze sobą cechę zjednywania sobie dzieciaków z twardym przywoływaniem ich do porządku, chyba bym nie dał rady. Zawsze można liczyć, że cię odciąży, szczególnie za kółkiem, kiedy z głośników gra dobry rap i nawet, jak się nie wyśpi, bo śnił koszmary o przewiązywaniu przez stan. Pobyt naszej komuny na poddaszu u pani Żelezikowej mija szybko i intensywnie – pod koniec pytam dzieci czy tęsknią za rodzicami, a oni patrzą się na mnie jak na wariata. Po powrocie rodzice natomiast pytają, czy w następnym roku wyjazd można wydłużyć o tydzień. Ha ha ha. Na drugim turnusie – młodzieżowym jesteśmy już tylko z Mareczkiem – Kris ze łzami w oczach musiał zrezygnować, natomiast udało się kilka razy zaprosić trenera Marcina Wasiaka. Z Marcinem zaczynaliśmy całą sekcyjną przygodę w 2018, był on dla mnie nieocenionym źródłem wiedzy i praktycznych wskazówek, uczyłem się od niego. Do tego młodzież go uwielbia, myślę, że przede wszystkim za bezpośredniość i bezkompromisowość, no i oczywiście kąśliwe poczucie humoru. On za to pokazuje nam Sowie Skały i kilka osób zalicza tam solidne przejścia, w tym Piotrek prowadzi „życiówkę” „Siłę Wsparcia” VI.5. Najbardziej szaleli jednak Leo i Janek. Pierwszy popisał się świetnymi flashami na Wampirku – „Wampirek” VI.4 i „Nieustraszony Pogromca Wampirów” VI.4+, w późniejszych dniach „puścił” „Hektor” VI.5, „Porozmawiajmy o Kobietach” VI.4+ i w drugich próbach „Szatańskie Wersety” VI.4 i „Pieskie Życie” VI.4/+. Janek jest niesamowity pod tym względem, że podczas pierwszej wstawki wygląda jak łamaga, a potem nagle robi w drugiej i się specjalnie przy tym nie napoci. Tym oto sposobem błyskawicznie rozprawia się z „Lumbago” VI.4+/5, „Siłą Wsparcia” VI.5, „Pieskim Życiem” VI.4/+. Najbardziej spektakularne prowadzenie zostało jednak zarezerwowane dla Igorka. Obraz jego pełznącego w rysie „Rampy Oświęcimskiej” na Popielarce zostanie ze mną na eony. Ksywa „dżdżownica” jednak się nie przyjęła. Ach, ten Igor, i jego nietuzinkowe podejście do wspinania.
VII-IX.2021
W sierpniu wybraliśmy się kilka razy do Lubonic, dzięki czemu nastąpił moment przełomowy dla naszej wspólnej historii. Leo w pełni rozniecił płomień swojej skałkowej formy i jako pierwszy członek Sekcji pokonał trudności o wycenie 8a, czyli VI.5+ „Smile of Matrix”. Droga Wojownika Piwnicy jest jedna. Janek nie pozostał mu dłużny i szybko rozprawił się z „Dogrywką” VI.5, a wyższa cyfra miała okazać się tylko kwestią czasu. Zoe podczas ostatniej w tym sezonie wizyty w „Świątyni” odhacza projekt spędzający jej sen z powiek – „Pożegnanie” VI.3+, Maks bez większych kłopotów rozprawia się z „Nocnymi Akcjami” VI.4. Kolejne osoby biorą sobie do serca moje słowa powtarzane jak mantra podopiecznym: „Musicie jeździć i się wspinać, wszędzie, jak najwięcej, po najróżniejszych formacjach, w najróżniejszych skałach, ile wlezie, do oporu, bez trenerów, z trenerami, kiedy świeci słońce i kiedy wieje wiatr”. Tym sposobem Ewa bardzo szybko robi prostsze klasyki, a wtóruje jej Mateusz. Zdań tych nie trzeba powtarzać rodzicom Mai Juścińskiej, którzy systematycznie zabierają ją w skały, gdzie z trenerem „Flowerem” świętują kolejne VI.3 w wykonaniu tej zdolnej, młodej damy (Maja ma 11 lat!). We wrześniu zaczynamy następny cykl treningowy – na nowym Murallu w zmienionej formule, która jeszcze musiała ulec poprawkom i udoskonaleniom oraz na Tribloku, z większą intensywnością. Obie ściany spotykają się w piątki na linie – w Alfa Centrum lub na ścianie Politechniki Gdańskiej – dzięki wsparciu Klubu Wysokogórskiego Trójmiasto, za pośrednictwem dotacji „Klub” z Ministerstwa Spotu. Panie Prezesie, Józek, dziękujemy!
X. 2021
Październik okazał się miesiącem, w którym w praktycznie każdy weekend odbywały się zawody. Chcieliśmy jak najlepiej przygotować pod nie podopiecznych, więc na początku miesiąca udało się pojechać na ścianę do Torunia. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie kolejna forma wsparcia Klubu Wysokogórskiego Trójmiasto. Dzięki budżetowi, jaki został przydzielony na Sekcję Sportową, możemy dofinansowywać wyjazdy, wynajem ścianek, zakwaterowanie, a także sprzęt sportowy i fachową literaturę. Dziękujemy jeszcze raz NAJMOCNIEJ! Krótkie opisy tych wydarzeń już pojawiały się w sieci, doszła relacja z Atomowej Mrówki autorstwa trenerki Pauliny. Z kronikarskiego obowiązku zamieszczam wszystko pod tym wpisem i zapraszam do przeczytania!
XI.2021
Na koniec kilka zdań na temat ostatniego wyjazdu sekcyjnego do Hiszpanii. W sferze marzeń pojawił się krótki wypad w skały – tak, żeby nie opuścić za dużo szkoły („Pamiętajcie dzieci – szkoła jest najważniejsza!”). Nie wypaliło z Leonidio, nie wyszedł Margalef, nie udało się Arco, już odpuściliśmy. Jednak! „Przechwyt rozpaczy”, „determinacja”, „podjęta próba”! Pojawiła się promocja w Ryanair – drugi bilet za pół ceny. Szybka akcja, kilka dni później wylądowaliśmy na starej, dobrej Costa Blance! Pogoda rozbiła bank, ekipa od pierwszego dnia łoiła „siódemki a” sajtem i flashem. Janek Mytych na tym stopniu zadomowił się już na dobre, a jak jeszcze tylko ogarnie swój ruchowy chaos, to lepsze przejścia będą tylko kwestią miesięcy, zresztą niewiele mu brakowało, żeby podnieść „życiówkę” do 7b+. Zoe kontynuowała świetną passę na linie, która pozwoliła jej wygrać ostatnio zawody „Fight Club” w Szczecinie – dorzuciła na wyjeździe kilka 7a. Zuzia poleciała na ostatnią chwilę, z kontuzjowanym łokciem, ale też się dobrze bawiła na łatwych drogach, a jej obecność i komentarze były dla nas bezcenne. Piotrek będący aktualnie najsilniejszą osobą w Sekcji zaliczył szybką akcję na bulderowym 7c („En Medium”) w Marxuquerze, natomiast nasi specjaliści od liny – Janek i Leo rządzili na „siódemkach b i c” . Najznakomitszy moment nastąpił jednak dzień przed wyjazdem – Janek Borowski wpiął się do łańcucha „Mikado” w Bovedósie, zostając pierwszym podopiecznym z 8a na „Weście”. Brawo!
EPILOG.
Tym sposobem, koniec tej przydługawej opowieści. Dzisiaj bardziej na poważnie, mniej żartobliwie, choć mam nadzieję – nadal z dystansem. Młodzi się rozwijają, zajęcia się profesjonalizują, napotykamy problemy, ale staramy się je rozwiązywać. Nie nadążam pisać o osiągnięciach podopiecznych, ale to nic, nie potrzebujemy oklasków – wciąż dzielnie trenujemy, żeby przynieść dumę Trójmiastu, Pomorzu, Triblokowi, Murallowi, Blokfitowi, rodzicom, trenerom, ale przede wszystkim sobie. W 2018 roku Klub Wysokogórski Trójmiasto znajdował się na samym dole tabeli drużynowej PZA, aktualnie jesteśmy w pierwszej dziesiątce, na ponad trzydzieści klubów. Jazda!
Dziękuję wszystkim trenerom za poświęcenie i zaangażowanie – dzięki Paulina, Kara, Kris, Maro, Longin! Dziękuję rodzicom za zaufanie i zrozumienie! Dziękuję organizatorom za wszystkie zawody i wydarzenia sportowe! Dzięki dzieciaki za inspirację i energię! Dzięki Asiu za wyrozumiałość, wsparcie i wiarę:)
Autorzy zdjęć: dzieci, trenerzy, rodzice
Archiwalne relacje:
Grand Prix Muralla 15.10.2021 w Gdańsku i Mistrzostwa Polski juniorów w prowadzeniu 16-17.10.2021 w Tarnowie
” Woooow! Ależ to był weekend! Podopieczni stanęli do boju lokalnie, ale walczyli również na drugim końcu Polski. Wszyscy z wyśmienitym skutkiem! Posłuchajcie tylko.
W piątek wieczorem odbyło się Grand Prix Muralla w Gdańsku – 25 wygłodniałych dzieciaków rzuciło się na nowe baldy. Dla nas – trenerów – była to okazja, żeby porównać młodych między sobą, sprawdzić postępy, ale również zweryfikować, jak sobie poradzą w rywalizacji z innymi wspinaczami z trójmiejskiej sceny. Na duże zawody z finałami jeszcze pewnie poczekamy, ale już teraz jesteśmy dumni z naszej młodej krwi!
‘Atomówka’ Pola wygrała kategorię ‘Wściekłych’ <jupi!>, niedaleko za nią wylądowały Ula, Ola, Zośka i Zoe z Tribloka, a kawałeczek dalej, ale również z świetnym wynikiem reszta ‘Atomówek’ z Muralla, czyli Zosia, Maja i Mila. W męskiej kategorii na najwyższym stopniu podium stanął Maciek, a kawałek pod kreską pojawił się Marek i zaraz za nim młodsi koledzy Tymon i Norbert. Kolejno starszaki Kacper, Mati i Maks, a także zgraja chłopaków z ‘Narybka’, czyli Krystian, Konrad, Wojtek, Franek, Michał i Antek – wszyscy walczyli do utraty tchu o najmniejszego bonusa!
Kategoria ‘Szybkich’ to popis Janka, który wpierw poskromił wszystkie problemy w pół godziny z groszami, a następnie zamknął się w jedenaście minut! Zasłużone pierwsze miejsce! Trzecią lokatę zgarnia jego serdeczny kolega Piotrek, natomiast pierwsza u kobiet jest zawzięta i bezkompromisowa Zuzia! Gratulacje! Warto wspomnieć o piątym miejscu Jaremy z gdyńskich Wojowników Piwnicy – Jaro ma dopiero 14 lat! Tego wieczoru nawet Stasiu i Leo nie mogli go dogonić, choć też zgarnęli komplet.
Przenosimy się daleko na południe – do Tarnowa na Mistrzostwa Polski w prowadzeniu. Tam, po sobotnich emocjonujących eliminacjach, dwie reprezentantki Klubu Wysokogórskiego Trójmiasto dostają się do finału! W niedzielę rano Maja z Tribloka udowadnia, że nie znalazła się tam przez przypadek i zgarnia 4 miejsce, brawo! Marta z Muralla kończy zawody na 7 lokacie, co jest również pięknym wynikiem. Dziewczyny rywalizowały z niespełna 40 innymi zawodniczkami, ręce same składają się do oklasków.”
autor: Rafał
„Atomowa Mrówka” 31.10.2021 Blokhaus w Poznaniu.
” W Halloween zamiast zbierania cukierków, nasi zawodnicy zbierali kolejne doświadczenia wspinaczkowe. Tym razem trójmiejska ekipa: Zosia, Norbert, dwie Majki, Franek (oraz reprezentujący sekcję pościgową Stasiu) wybrała się na poznański BLOK HAUS. Na Atomowej Mrówce czekało na nich do pokonania 26 baldów w czasie eliminacji. Było dużo wspólnego patentowania, fleszy i emocji (tych najwięcej u trenerów i rodziców, bo dzieciaki z zimną krwią topowały następne przystawki). Wkrótce po zakończeniu grupy pierwsza dobra informacja – Franek trzeci w kategorii wiekowej krasnali! Całe szczęście okazało się, że to nie koniec atrakcji na ten wieczór – Maja Ciesielska (młodzicy) oraz Maja Juścińska (dzieci) z wysokich miejsc dostają się do finału! Zosia i Norbert w swoich kategoriach skończyli 2 miejsca pod kreską – trochę szkoda, bo do finału zabrakło niewiele, jednak skoczny i trudny bonus utrzymany przez Norberta oraz pełne opanowaniem, które zaprezentowała Zosia przez całe eliminacje pokazują, że nasza wspólna robota idzie ciągle w dobrą stronę. Duma! Ale czas na finały – formuła niepospolita. Obwód. I to na czas! Trochę niepewnie do tego podeszliśmy, bo nikt się tego nie spodziewał! Gdzie są baldy, pod które trenowaliśmy tuż przed wyjazdem?! Jednak dziewczyny pokazały klasę – Maja J. spokojnie chwyt po chwycie wywalczyła sobie trzecie miejsce, a Majka C. niestety tuż za podium, ale za to pokazała jedno z najbardziej emocjonujących przejść finału walcząc o każdy przechwyt i końcowo topując finałowy obwód. ”
autorka: Paulina Olender