Urodził się w 1938 roku, a w 1955 roku zaczął studia na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Toruńskiego. W tym okresie trafił w Tatry. W 1960 roku ukończył kurs wspinaczkowy na Hali Gąsienicowej i odtąd wspinał się na drogach coraz to trudniejszych, ciekawszych – choć niekoniecznie modnych, W wi8ększości ze swoim stałym partnerem Andrzejem Czyżem dokonał szeregu wartościowych przejść po obu stronach Tatr, wspinał się także w Kaukazie i w Alpach. Opanowany, wyróżniający się poczuciem odpowiedzialności i szerokością horyzontów myślowych, zjednywał sobie powszechną sympatię i szacunek, czego wyrazem było m.in. wybranie go do zarządu koła Trójmiejskiego Klubu Wysokogórskiego.
Równocześnie rozwijał się jako matematyk. Stał się jednym z najwybitniejszych w Polsce specjalistów topologii algebraicznej, doktorem habilitowanym i docentem w PAN. W alpinizmie i matematyce doskonalił się z taką samą systematycznością i uporem. Mówił, że chodzi w góry po to, by lepiej pracować. W roku 1968 otrzymał stopień członka zwyczajnego KW. Kontynuował działalność sportową, zdobywając duże doświadczenie we wspinaczkach letnich i zimowych. Jego marzenie o górach najwyższych spełniło się w 1975 roku, został przyjęty w skład wyprawy na Tiricz Mir (7706m). Do wyjazdy przygotowywał się niezwykle starannie. Wielokilometrowe biegi, gimnastyka i gry zespołowe wypełniły mu przez pół roku czas wolny od pracy. Skromność kazała mu widzieć swoją rolę na wyprawie jako pomocniczą, Uważał, że nie musi wejść na szczyt, że wystarczy, jeżeli w tym pomoże kolegom. Brał udział w zakładani u i zapatrywaniu obozów z wielką, może ze zbyt wielką ofiarnością. W miarę rozwoju akcji okazało się, że może stanąć z innymi na wierzchołku. Gwałtowny atak choroby wysokościowej po biwaku na wysokości 7500m przekreślił tę możliwość, a zarazem szansę całej wyprawy. Andrzej umarł kilkaset metrów niżej. Przy śnieżnej mogile koledzy umocowali na czekanie biało – czerwony proporczyk, z którym miał stanąć na szczycie.
Szkoda Andrzeja. Jednak z śmierci tego dzielnego i czystego człowieka, który nie ustawał w pracy nad sobą i miał właśnie odnieść kolejne zwycięstwo, w tej śmierci niespodziewanej i tragicznej jest piękno, które doda sił tym, co pozostali.
Witold Błocki i Krzysztof Dowgiałło