„2018 – spojrzenie wstecz” – relacja Kacpra Tekieli

2018 – spojrzenie wstecz

 

W roku 2018 w górach spędziłem przynajmniej 118 dni.  Jest to i dużo i mało. W wielkiej mierze, swój „wspinaczkowy czas” poświęciłem na treningi wydolnościowe pod wyprawę, którą zorganizowałem w połowie roku. Ale od początku.

 

Postanowiłem wybrać najważniejsze dla mnie przejście górskie z każdego miesiąca minionego roku.

 

Styczeń

 

Na pewno wybór paść powinien na Tytanową Pułapkę, na Jaworowym Murze. Rzadko wylewająca formacja, doczekała się wielu przejść, w tym Andrzeja Bargiela i mojego. Wspinaliśmy się jednak tylko do końca trudności po czym przetrawersowaliśmy do Bratysławskiego Lodu i zjechaliśmy.

 

 

 

 

 

 

Luty

Pierwsze odwiedziny w Szkocji. Pretekstem była organizacja wyprawy z moim partnerem Sandym Allanem. Jego przyjaciel Andy Nisbet, który rejon Cairngorm zna lepiej niż ktokolwiek inny na świecie, miał kilka pomysłów na nowe drogi. Jeden z nich postanowił mi sprezentować i tak powstał „Wolf Whistle” (VII, 7). Drogę przeszliśmy w składzie Andy Nisbet, Sandy Allan i ja. W kolejnych dniach, już tylko z Sandym dołożyliśmy kolejną nową linię „Jaws”. Więcej szczegółów i kilka słów o okolicznościach:  http://www.scottishwinter.com/?p=6695

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Marzec

 

Razem z Jaśkiem Kuczerą wybraliśmy się z ambitną koncepcją w Alpy. Niestety bardzo dynamiczne prognozy pogody wywaliły nas w Kanderstegu. Niestety i stety zarazem. Kilka dni w tym lodowym raju, były znakomitym i intensywnym czasem. W 3 dni udało się przejść 3 drogi o wycenie do WI5, i M7/7+. Po powrocie, korzystając z dobrego zgrania, przeszliśmy drogę Bocek-Sadek na północnej ścianie Małego Kieżmarskiego. Co ważne, wyrobiliśmy się na zachód słońca na szczycie a Jasiek uklasycznił prostowanie linii. I czas było powitać tatrzańską wiosnę.

 

 

Kwiecień

 

Niezłe warunki śniegowe oraz idealna temperatura i aura, pozwoliły na realizacje mojego ulubionego stylu wspinania, czyli swoistego trójboju. Pod ścianę Baranich Rogów, wyszedłem na nartach, przypiąłem narty do plecaka i klasycznie przewspinałem kombinację dróg, nie wychylając się poza stopień IV+, bez liny. Po osiągnięciu Galerii, zmieniłem buty, podszedłem do szczytu, przypiąłem narty i 50 minut później piłem kawę w samochodzie. Kocham tatrzański kwiecień.

 

 

Maj

 

Jeszcze bardziej satysfakcjonujący trójbój, choć ze szczytu Ostrego na nartach zjechać się nie da. Szybkie podejście pod południową ścianę Ostrego, drogę Motyki. Zostawienie nart centralnie pod linią. Przejście drogi Motyki w 25 minut do szczytu, następnie zejście na żywca w ciągu 40 minut, przypięcie nart i zamknięcie się na dystansie „car to car” w 4h40min.

 

Czerwiec, lipiec

 

To długo przygotowywana wyprawa w Karakorum, nową drogę na Broad Peak. Zespół w składzie Sandy Allan, Rick Allen, Stanislav Vrba i ja. Nie przepadam za opowiadaniem o wyprawach bez sukcesu. Wspomnę tylko, ze najpierw wypadkowi uległ Rick, którego uratowanie możliwe było dzięki dronowi Bartka Bargiela. Po tygodniu, próbę poprowadzenia nowej drogi na Broad Peak North podjął zespół Vrba-Tekieli. Po 700m wspinaczki zostaliśmy zbombardowani kamieniami i dalsza akcja miała na celu bezpieczne dostarczenie Standy do bazy pod K2. Skorzystam z kolejnej okazji, żeby podziękować wszystkim, którzy nam wtedy pomogli.

 

 

 

 

 

 

Sierpień

 

Po perypetiach wyprawowych postanowiłem samotnie wybrać się do Chamonix a następnie na północną ścianę Peiti Dru, na drogę Allaina. Po 15h jazdy i parkingowym noclegu, wyjechałem, a potem podszedłem pod ścianę Petit Dru. Przygotowałem biwak, wyrzeźbiłem stopnie pod samo wejście w drogę, a kolejnego ranka rozpocząłem wspinaczkę. Mimo sporej kruszyzny, zdobywanie wysokości szło płynnie. W kilku miejscach się asekurowałem. Niestety na wysokości 3500m, kilka wyciągów powyżej niszy, rozpadało się. Po kilku godzinach przeczekiwania, około godziny 20, widząc olbrzymi lodospad w miejscu drogi, postanowiłem się wycofać. Zjazdy prowadziłem nieznanym sobie terenem, przy świetle czołówki, dopiero na wysokości Zacięcia Lamberta „zjechałem” się z linią wejścia. Na lodowcu byłem dopiero o 6 rano. Dlaczego w ogóle o tym piszę? Ta wspinaczka dała mi więcej satysfakcji niż niejedna udana akcja górska.

 

 

 

 

 

Wrzesień

 

Przygotowując się do spełnienia wielkiego tatrzańskiego marzenia, o którym za chwilę wspomnę, wybrałem się na drogę Puskasa na Galerii Gankowej. Wycena V, bez znajomości i szpeju. Dobra jakość skały. Jedyne co podniosło trochę ciśnienie to zbierający się na horyzoncie opad. Presja czasu stała się namacalna. Piękny dzień w pięknym zakątku Tatr.

 

 

Październik

 

Zwieńczenie nie tylko całego roku, ale pewnego okresu w moim wspinaniu. Kiedy po raz pierwszy ujrzałem Kaczy Mur, z trzema wielkimi filarami, od razu chciałem na nie wszystkie wejść. Gdy w końcu przeszedłem każdy z nich, w mojej głowie urodził się pomysł, że chciałbym przejść je wszystkie ciągiem, najlepiej w jeden dzień. Zadanie wydawało się karkołomne. Łączna deniwelacja 3 filarów to 1810m, ale największym problemem było długie i angażujące zejście z powrotem do doliny Kaczej. Z czasem dotarło do mnie, że aby spiąć to w całość muszę jednym z filarów zejść. Trenowałem więc schodzenie drogami wspinaczkowymi, zszedłem kilkoma jurajskimi VI.1 (ze znajomością, ale bez liny) i wieloma VI. Kolejnym dylematem była linia wejścia na Gankową Kopę, której zwieńczenie otwiera drogę do Filara Ganku. Wiedziałem, że niegdyś Andrzej Mikler przebiegł FG, używając do tego pośrednio dość ryzykownej drogi przecinającej w pół Gankową Kopę. Po wstępnych oględzinach, postanowiłem znaleźć inną możliwość, gdyż droga wydawała się trudniejsza niż jej nominalna wycena. Wybór padł na WHP100, o wycenie V+, której trudności znajdowały się w wymytych formacjach, bez zagrożenia kruszyzną.

 

Całość zamknąłem w 7h30min. Choć z pewnością mógłbym urwać jeszcze z pół godziny, to kilka lat temu dwa razy dłuższy czas brałbym w ciemno. Więcej faktów na temat przejścia tu: https://wspinanie.pl/2018/10/kacper-tekieli-trzy-tatrzanskie-filary-w-jeden-dzien-solo/

 

Przejściem tym zrozumiałem, nie tylko sportowo, nie tylko wydolnościowo, technicznie czy psychicznie, że realizowanie marzeń – choć to proces wymagający cierpliwości i wiary – jest sensem wspinania. Satysfakcja płynąca z ucieleśnienia jakieś wizji, marzenia, które nosiło się w sobie tak długo, jest jedyną prawdziwą, niekwestionowalną wspinaczkową wartością.

 

Wszystkim klubowym koleżankom i kolegom, życzę wspaniałego nowego roku na panelach, skałach i górach świata. K